Mieszkam w akademiku i pierwsza rzecz,
którą słyszę, kiedy dzielę się tą informacją z kimś z
wydziału to zazwyczaj zdanie: ,,JA BYM
TAK NIE MOGŁA". ...Ale dlaczego?
Świadomość o tym, jak naprawdę
wygląda życie w polskim akademiku jest, zdaje mi się, niemal
żadna, co przesądza o tym, że spora część pierwszorocznych
studentów właściwie nawet nie bierze tej opcji mieszkaniowej pod
uwagę. Szkoda.
O akademikach krąży cała masa
półprawd. Nie ma chyba licealisty, który nie słyszał choć
jednej historii o głośnych, trwających w nieskończoność
imprezach, współlokatorach z piekła rodem, gotowaniu parówek w
czajniku czy innych zwyczajach żywieniowych z grupy NIE PRÓBUJCIE
TEGO W DOMU i wystroju pokojów co najmniej dwukrotnie gorszego niż
ten, którym mogą pochwalić się polskie cele więzienne. Nie będę demonizować ani dodawać prawdzie kolorów. Dziś powiem wam jak jest.
Zacznijmy od początku...
Cena.
Cena, prawdę mówiąc, jest największą
zaletą mieszkania w akademiku. Za miejsce w dwuosobowym pokoju
zapłacimy około 300-500 złotych miesięcznie. Pokoje jednoosobowe
są trochę droższe. To niewiele, jeśli dodać do tego fakt, że
uczelnie oferują studentom dodatek mieszkaniowy do stypendium
socjalnego, który często jest najwyższy właśnie wtedy, kiedy
zdecydujesz się na zamieszkanie w domu studenckim. Kwota takiego
dodatku zależy od uczelni. Zdarza się, że pokrywa nawet całość
opłat za akademik. Warto dodać, że nie ma mowy o żadnych opłatach
dodatkowych (nie płacimy za prąd, wodę czy ogrzewanie), a w cenę
wliczony jest już internet. Trudno o znalezienie pokoju w podobnej cenie. W części studenckich miast jest to niemożliwe.
Lokalizacja.
Akademiki znajdują się albo blisko
uczelni i jej poszczególnych wydziałów albo w bardzo dobrze
skomunikowanym miejscu. Ja, dla przykładu, studiując na UG miałam
do swojej katedry jakieś 2 minuty drogi. Z osiedlem akademickim na
Ligocie w Katowicach (gdzie mieszkam obecnie) jest trochę gorzej.
Dojazd zajmuje mi około 30 minut, jeśli nie ma korków, ale autobus do centrum jeździ co 10 minut, więc nie ma na co narzekać.
W bliskim sąsiedztwie akademików często znajdują się
najróżniejsze kluby, długo otwarte sklepy z alkoholem i jedzeniem
(niestety droższe niż te, które znajdziemy osiedle dalej) oraz
typowe lokale gastronomiczne.
mój czadowy pokój w DS7 (UŚ) |
Komfort i wyposażenie.
Kwestia tego czy w akademikach mieszka
się komfortowo jest raczej sporna. Różni ludzie są
przyzwyczajeni do różnych standardów. Akademiki zwykle oferują
nam dwuosobowe pokoje na których wyposażenie składają się
zazwyczaj dwa łóżka, dwa biurka z krzesłami, jakieś szafki i
czasem lustro. Niektóre z domów studenckich
oferują też lampki biurkowe, często jednak bez żarówek.
Wszystkie DS-y mają coś takiego jak magazyny pościeli, więc nie musisz
taszczyć ze sobą własnej kołdry. Weź po prostu swoją poszewkę
(chociaż zdarza się, że możesz dostać od pani pościelowej i
to), która będzie przypominała Ci o domu. Plusem na pewno jest to,
że nie musisz martwić się naprawami. To, że zepsuły Ci się
drzwi od szafy zgłaszasz po prostu (najczęściej) na portierni, a
po jakimś czasie pojawia się u Ciebie pan konserwator, który
załatwia sprawę bez żadnego dochodzenia i ewentualnych
konsekwencji.
Uważajcie na zdjęcia akademików, które znajdujecie na stronach uczelni. Często odbiegają od prawdy. Pokazywane są zdjęcia najładniejszych z pokoi i to najczęściej robione po remoncie, który odbył się pięć lat temu, co często sprawia, że nijak mają się do rzeczywistości. Jeśli chcecie sprawdzić jak rzeczywiście jest w danym akademiku spróbujcie znaleźć jego grupę facebookową (każdy taką ma, ale o tym więcej będzie niżej) i poprosić mieszkańców o opinie i zdjęcia.
Kuchnie, łazienki i jak żyć,
żeby nie zwariować.
Kuchnie i łazienki to zazwyczaj coś,
co w akademikach jest wspólne. Ciężko mi się jednoznacznie
wypowiedzieć czy to dobrze albo źle w przypadku kuchni, najczęściej
dzielonej zresztą z całym piętrem. Subiektywnie myślę, że wad jest mniej, więc
od nich zacznę. Niestety nie zawsze mamy możliwość przygotowania
posiłku dokładnie wtedy, kiedy chcemy. Zdarza się, że piekarnik
czy palniki są zajęte, a blat (zwłaszcza w weekendy, kiedy nie ma
na obiekcie pań sprzątających) lepi się od brudu. Ktoś mógłby
uznać, że zakwaterowanie się w pokoju znajdującym się blisko
kuchni to szczyt oportunizmu, ale muszę wyprowadzić go z błędu.
Nie kwaterujcie się w pokoju znajdującym się blisko kuchni. No,
chyba, że jesteście największymi imprezowiczami na piętrze i zawsze chcecie znajdować się w centrum życia towarzyskiego. Większość imprez na odbywa się w
kuchni. Jest to o tyle wygodne, że każdy może tam przyjść i
stamtąd pójść, kiedy tylko ma ochotę (uwaga, ten punkt nie
dotyczy osób, które mieszkają w bliskim sąsiedztwie kuchni, one
biorą udział w imprezie niezależnie od ich zachcianek – wszystko
będą bardzo głośno i wyraźnie słyszeć), więc całość
przypomina domówkę. W kuchni najłatwiej
zintegrować się z innymi studentami, a kiedy idziesz tam z piwem w
dowolnej części dnia zawsze istnieje spora szansa, że ktoś do
Ciebie dołączy.
Z łazienkami będę dość
nieoryginalna, ale szczerze przyznam, że skłaniam się ku wspólnym,
najlepiej tym znajdującym się na piętrze i to w ilości jedna.
Dlaczego? W akademiku NIE MA możliwości posiadania łazienki tylko
dla siebie. Zawsze będziesz ją z kimś dzielił. W najlepszym
wypadku jest to jedna osoba, ale zwykle są to 4, 6, a czasem nawet
8. W łazienkach jak i w kuchni sprawdza się niepisana zasada
praktykowana przez niemal wszystkich studentów, a mianowicie
"wspólne, więc sprzątać nie muszę" i "ktoś na
pewno zrobi to za mnie". Włosy w odpływie (i wszędzie
indziej) to standard. Zdarza się też, że ktoś nagminnie korzysta
z Twoich kosmetyków czy używa Twoich rzeczy bez pytania czy
poinformowania Cię o tym. We wspólnych łazienkach wszystkie
kosmetyki zabierasz ze sobą, a raz dziennie zjawia się cudowna (dobra, fałsz, zwykle jest wybitnie
niemiła, ale o tym niżej) pani sprzątająca, która pozbywa się
wszelkich obrzydliwości, włącznie nawet z jakimś zużytym
tamponem, niefortunnie zresztą od 3 dni odwodzącym studentów od
korzystania z kabiny prysznicowej numer 2.
skromny pan sanitariat w moim pokoju w DS3 (UG) |
Ludzie i niekończące się imprezy.
W akademiku jest trochę jak na kolonii, ale nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że mieszkanie tu to jedna wielka impreza. Imprezy w akademiku
odbywają się, uwaga, SPORADYCZNIE. Wiem, że ciężko w to
uwierzyć, ale taka jest prawda. Studenci może i dużo piją, ale
zwykle ze swoimi znajomymi pozamykani w pokojach. Bardziej zgrane piętra (bo
mieszkańcy akademików zwykle zadają się ze sobą piętrami ze
względu na wspólne kuchnie, które pomogły im się ze sobą poznać) zlatują się na wspólne picie średnio raz albo dwa
razy w tygodniu, ale zazwyczaj jest to zwykła posiadówa. Gorzej
sprawa ma się w akademikach segmentowych, takich jak na przykład
katowicki DS7 w którym właśnie mieszkam. Często zdarza się, że
studenci nie znają nawet swoich najbliższych sąsiadów. Mieszkańcy
są samowystarczalni; w niektórych tego typu pokojach w przedsionkach znajdują się płyty elektryczne, więc do
wyjścia do wspólnej kuchni motywuje ich tylko chęć skorzystania z
piekarnika, pojawiająca się zresztą wybitnie sporadycznie, pewnie
ze względu na jego lokalizację. Wniosek? Jeśli zależy Ci na
bogatym życiu towarzyskim postaraj się o najtańszy akademik, taki
z klaustrofobicznymi pokojami i łazienką na korytarzu. Taką opcję polecam też osobom, które
nie są szczególnie tolerancyjne. W najtańszych akademikach można
spotkać prawie samych Polaków, a w tych droższych często lokują
się studenci z innych krajów, no i uczestnicy programu Erasmus. Ja mieszkam w segmencie z dwoma
Ukrainkami, a większość osób które do tej pory poznałam jest z
Turcji czy Włoch.
Ludzie, których możesz w akademiku to
jednak nie tylko studenci. Z reguły jest ktoś taki jak kierownik
akademika, zajmujący się głównie kwaterowaniem i robotą
papierkową, ale nie od dziś wiadomo, że tak jak na uczelni rządzą
panie z dziekanatu tak w akademikach prawdziwą władzę mają osoby
zasiadające na portierni. Dlaczego? Posiadają klucze do każdego
możliwego pomieszczenia i to czy je dostaniesz w dużej mierze
zależy tylko od ich kaprysu.
Jedną z wad mieszkania w akademiku
jest to, że musisz oddawać na portiernię klucz do swojego pokoju
za każdym razem, kiedy opuszczasz budynek i odbierać go przy
powrocie, okazując przy tym kartę mieszkańca. Niektórzy strażnicy
Teksasu są na tyle uciążliwi, że będą prosić Cię o
pokazywanie karty dzień w dzień począwszy od października, a na
czerwcu pięć lat później kończąc. Mieszkając w akademiku
jesteś niejako trochę zdana na łaskę i niełaskę portierów,
również w kwestii prania. To oni zarządzają kluczami do pralni i
suszarni. Zgłaszasz im również odwiedzających Cię gości, którzy
najczęściej zobowiązani są zostawić w portierni jakiś swój
dokument, a w razie zasiedzenia się – uiszczenia w portierni
specjalnej opłaty za nocleg.
Jedynym sposobem na życie z portierami
w zgodzie jest uznanie ich niesamowicie ciężkiej pracy,
zaakceptowanie tego, że za każdym razem kiedy podają Ci klucz do
Twojego pokoju czynią Ci ogromną łaskę i zwykła, ludzka,
sympatyczna rozmowa, najlepiej z uśmiechem i zachowaniem wszystkich
możliwych form grzecznościowych. Ciężko o coś lepszego niż
dobry kontakt z panią z portierni.
Co właściwie ma nam do zaoferowania akademik?
Co właściwie ma nam do zaoferowania akademik?
choineczka z DS3 (UG) |
W prawie każdym akademiku możemy znaleźć sale telewizyjną. Nie spotkałam się też jeszcze z akademikiem bez sal cichej nauki czyli pokoi z biurkiem i krzesłem, zwykle oddalonym od źródeł hałasu, gdzie można w spokoju przygotować się do egzaminu czy sesji (przed którą są szczególnie rozchwytywane). W niektórych znajduje się potencjalnie przydatna literatura. Zdarza się, że w akademiku jest sklepik przypominający ten, który znamy ze szkoły. Częstszą opcją jest jednak automat z przekąskami. Dość powszechnym zjawiskiem są sale gier, choćby z darmowymi piłkarzykami, ale i kluby. Te często znajdują się w piwnicach i z reguły nie należą do uczelni. Można w nich spotkać zarówno mieszkańców akademików, jak i ludzi z zewnątrz. Niektóre domy studenckie wydzielają palarnie, częściej te opcje sprawują jednak ewentualne balkony albo okno w kuchni. W moim akademiku znajduje się też filia biblioteki miejskiej, ale to rzadka praktyka. Część akademików jest strojona na święta.
Podsumowując...
No, więc jaki akademik jest każdy
widzi. Ja, jak się pewnie domyślacie, jestem obrończynią tego
rozwiązania i prawdopodobnie zostanę w akademiku do końca studiów.
Zdaję sobie sprawę, że mimo wyczerpującej treści nie udało mi
się omówić tematu w stu procentach i pewnie jest cała masa rzeczy
o których nic nie napisałam, a które mogą was interesować, więc
zachęcam do komentowania i zadawania pytań. Obiecuję szybką
odpowiedź!
Swoją opinię o akademikach wyrobiłam
na podstawie mieszkania w Domu Studenckim nr 3 Uniwersytetu
Gdańskiego oraz Domu Studenckim nr 7 Uniwersytetu Śląskiego. Byłam
też gościem wielu innych domów studenckich.
No, na dziś to wszystko, do następnego,
całuję, Laura~
Chyba mnie przekonałaś do podbicia akademików :D
OdpowiedzUsuń