czwartek, 23 lutego 2017

5. Zdrowe odżywianie zatruwa nam życie

Na dzień dobry wszystkim fanom słodkich wypieków chciałabym życzyć udanego tłustego czwartku! Tym, którzy mimo święta z różnych powodów nie zdecydują się sięgnąć po ani jednego pączka szczerze gratuluję i rzucam krótkie: nie zazdroszczę!
A teraz poważnie...
W rezygnacji ze słodkości w tłusty czwartek nie ma nic złego, o ile jest to zgodnie nie tylko ze ściśle zaplanowanym jadłospisem, ale też psychicznym zdrowiem. Bo co robić, jeśli zdrowe jedzenie zatruwa nam życie gorzej niż aspartam?

Z humorem, ale rozumiecie przekaz, prawda? ;)

Zaczyna się niewinnie, jak każde uzależnienie - pewnego dnia po prostu wstajesz i postanawiasz zadbać o zdrowie, więc modyfikujesz swój jadłospis. Znasz ogólne zasady, a po przeczytaniu kilku artykułów w Internecie masz już w głowie całkiem sensowny plan. Rezygnujesz z popijania posiłków colą, wrzucasz do diety większą ilość warzyw i owoców, produkty z białej mąki zamieniasz na te pełnoziarniste, a ponadto zaczynasz chodzić na zajęcia fitness. Na efekty nie trzeba długo czekać; szybko chudniesz kilka kilo, poprawia Ci się cera i udało Ci się nawet zapuścić paznokcie, wcześniej nieznośnie łamliwe. Masz więcej energii i zwyczajnie cieszysz się, że robisz coś dobrego dla siebie samej, a jakby tego było mało – zmianę zauważają też Twoi bliscy, więc słyszysz kilka komplementów, które tylko utwierdzają Cię w przekonaniu, że to co robisz jest dobre.
Zaczynasz wkręcać się na poważnie. Polubiłaś na Facebooku chyba wszystkie możliwe strony o zdrowym odżywianiu, jesteś członkinią prawie każdej grupy motywacyjnej jaką udało Ci się znaleźć i właśnie kończysz swój trzeci cukrowy detoks. Już dawno zrezygnowałaś z ulubionych ciastek. Nie dość, że w składały się właściwie z samego cukru to dopatrzyłaś się w nich jeszcze syropu glukozowo-fruktozowego, oleju palmowego i disiarczanu sodu. Jesteś dumna z bycia świadomą konsumentką, kiedy odkładasz pudełko na półkę. Ciągle czytasz jakieś nowe artykuły o jedzeniu i dodatkach o żywności, a potem dzielisz się swoją wiedzą z innymi. Niezupełnie rozumiesz dlaczego nie chcą Cię słuchać, ale po cichu zaczynasz im współczuć. W końcu traktują swoje ciała jak śmietniki...
Wydaje się, że o jedzeniu wiesz wszystko. Znasz kaloryczność niemal każdego produktu, który zjadasz, z łatwością obliczasz też makroskładniki swoich posiłków. Swoją całkowitą przemianę materii (którą co jakiś czas skrupulatnie wyliczasz za pomocą kilku wzorów i kalkulatorów) zaczynasz traktować jak wyrocznie. Nigdy nie opuszczasz treningów, nawet wtedy, kiedy jesteś przeziębiona albo bardzo zmęczona, więc już dawno przestały sprawiać Ci przyjemność. Nie chcesz zostać miss bikini fitness, ale ćwiczysz i pilnujesz diety nie gorzej niż zeszłoroczna zwyciężczyni, która liczy na utrzymanie tytułu. Znajomi idą grupą na pizzę i piwo, ale nikt nie zaproponował Ci, żebyś zabrała z nimi. "I dobrze", myślisz, przypominając sobie, że i tak byś tego nie zrobiła bo w miejscu do którego idą raczej nie znalazłabyś dla siebie nic poza szklanką wody. Oni też cieszą się, że Cię nie ma. Nie znieśliby Twoich pełnych obrzydzenia spojrzeń.
Rezygnujesz z chleba, marketowe pieczywo jest nafaszerowane chemią. Zastąpiłaś go waflami ryżowymi, ale na grupie ktoś napisał, że to same węglowodany proste i w gruncie rzeczy nic zdrowego dla organizmu, więc całkowicie zrezygnowałaś z jedzenia jakichkolwiek kanapek. Próbowałaś zostać wegetarianką, ale gdzieś przeczytałaś, że to grozi niedoborami białka i anemią, więc zdecydowałaś się na dietę ketonową. Co prawda wcześniej myślałaś, że z tłuszczem należy uważać, ale teraz już wiesz, że chodzi tylko o ten niezdrowy, na przykład taki z chipsów. Ciągle myślisz o jedzeniu, masz ochotę przytulić się do paczki Laysów.
Zaczynasz orientować się, że coś jest nie tak. Fizycznie czujesz się dobrze, ale psychicznie jesteś wykończona. Poza dietetyką i sportem nie masz już żadnych pasji. Ostatnio zaczęłaś interesować się ekologiczną żywnością, chwilami przerażają Cię nawet niektóre owoce. Banany są przecież pryskane etylenem!
Ostatnio znacząco pochudłaś i wyglądasz na zmartwioną. Przyjaciółka się o Ciebie martwi, rozmawiacie przy kawie. Przyniosła Twoje ulubione ciastka. Masz już dość swoich bzdurnych ograniczeń, chwytasz więc jedno, otwierasz usta...
i nie potrafisz go zjeść.
Boisz się niezdrowego jedzenia i masz ochotę się rozpłakać.
Masz naprawdę poważny problem.

Ortoreksja to stan w którym dbanie o to, co wkłada się do ust przestaje być naszym wyborem. Osoba chora zaczyna dzielić jedzenia na dobre i złe, a decydowanie o posiłkach zajmuje jej większość życia. To zaburzenie odżywiania nic wspólnego ze zdrowiem psychicznym, a i z kondycją fizyczną bywa tu różnie. Wykluczanie z diety niektórych produktów często subiektywnie uznawanych za niezdrowe często prowadzi do niedożywienia i awitaminozy. Osoba chora zaczyna dzielić jedzenia na dobre i złe, a decydowanie o posiłkach zajmuje jej większość życia. Przechodziłam przez to. Jeśli w powyższym opisie odnalazłaś elementy, które znasz ze swojego życia, a tłusty czwartek napawa Cię przerażeniem to z pewnością powinnaś zastanowić się nad tym czy Twoja dieta aby na pewno jest zdrowa czy może jednak powoli zaczyna stawać się obsesją. Jest on, oczywiście, trochę przerysowany, ale uznałam, że to lepsza forma przekazania tego jak właściwie wygląda to zaburzenie niż wymienienie jego objawów od myślników. Zachowania ortorektyczne, zwłaszcza te motywowane chęcią utraty kilku kilogramów, często są też wstępem do innych zaburzeń odżywiania. Pamiętaj – nawet na redukcji można od czasu do czasu z czystym sumieniem zjeść coś, co niekoniecznie sprzyja naszemu zdrowiu i sylwetce. Staraj się, by dobre wybory żywieniowe były dla Ciebie wyrazem troski o samego siebie, a nie coraz ciaśniej zaciskającą się wokół szyi pętlą. 

To uczucie, kiedy dostaniesz przepyszne, wegańskie pączki ♥.

I zjedz pączka, jeśli masz ochotę! Z uśmiechem i bez wyrzutów sumienia, tak jak ja w tym roku – już po przebytej ortoreksji i anoreksji i na dobrej ścieżce ku temu, by raz na zawsze wygrać także z bulimią. Albo nie jedz go, jeśli Ci nie zależy albo jeśli ich nie lubisz, no bo w sumie co to za różnica?