Na dzień dobry wszystkim fanom
słodkich wypieków chciałabym życzyć udanego tłustego czwartku!
Tym, którzy mimo święta z różnych powodów nie zdecydują się
sięgnąć po ani jednego pączka szczerze gratuluję i rzucam
krótkie: nie zazdroszczę!
A teraz poważnie...
W rezygnacji ze słodkości w tłusty
czwartek nie ma nic złego, o ile jest to zgodnie nie tylko ze ściśle
zaplanowanym jadłospisem, ale też psychicznym zdrowiem. Bo co
robić, jeśli zdrowe jedzenie zatruwa nam życie gorzej niż
aspartam?
Z humorem, ale rozumiecie przekaz, prawda? ;) |
Zaczyna się niewinnie, jak każde
uzależnienie - pewnego dnia po prostu wstajesz i postanawiasz zadbać
o zdrowie, więc modyfikujesz swój jadłospis. Znasz ogólne zasady,
a po przeczytaniu kilku artykułów w Internecie masz już w głowie
całkiem sensowny plan. Rezygnujesz z popijania posiłków colą,
wrzucasz do diety większą ilość warzyw i owoców, produkty z
białej mąki zamieniasz na te pełnoziarniste, a ponadto zaczynasz
chodzić na zajęcia fitness. Na efekty nie trzeba długo czekać;
szybko chudniesz kilka kilo, poprawia Ci się cera i udało Ci się
nawet zapuścić paznokcie, wcześniej nieznośnie łamliwe. Masz
więcej energii i zwyczajnie cieszysz się, że robisz coś dobrego
dla siebie samej, a jakby tego było mało – zmianę zauważają
też Twoi bliscy, więc słyszysz kilka komplementów, które tylko
utwierdzają Cię w przekonaniu, że to co robisz jest dobre.
Zaczynasz wkręcać się na poważnie.
Polubiłaś na Facebooku chyba wszystkie możliwe strony o zdrowym
odżywianiu, jesteś członkinią prawie każdej grupy motywacyjnej
jaką udało Ci się znaleźć i właśnie kończysz swój trzeci
cukrowy detoks. Już dawno zrezygnowałaś z ulubionych ciastek. Nie
dość, że w składały się właściwie z samego cukru to
dopatrzyłaś się w nich jeszcze syropu glukozowo-fruktozowego,
oleju palmowego i disiarczanu sodu. Jesteś dumna z bycia świadomą
konsumentką, kiedy odkładasz pudełko na półkę. Ciągle czytasz
jakieś nowe artykuły o jedzeniu i dodatkach o żywności, a potem
dzielisz się swoją wiedzą z innymi. Niezupełnie rozumiesz
dlaczego nie chcą Cię słuchać, ale po cichu zaczynasz im
współczuć. W końcu traktują swoje ciała jak śmietniki...
Wydaje się, że o jedzeniu wiesz
wszystko. Znasz kaloryczność niemal każdego produktu, który
zjadasz, z łatwością obliczasz też makroskładniki swoich
posiłków. Swoją całkowitą przemianę materii (którą co jakiś
czas skrupulatnie wyliczasz za pomocą kilku wzorów i kalkulatorów)
zaczynasz traktować jak wyrocznie. Nigdy nie opuszczasz treningów,
nawet wtedy, kiedy jesteś przeziębiona albo bardzo zmęczona, więc
już dawno przestały sprawiać Ci przyjemność. Nie chcesz zostać
miss bikini fitness, ale ćwiczysz i pilnujesz diety nie gorzej niż
zeszłoroczna zwyciężczyni, która liczy na utrzymanie tytułu.
Znajomi idą grupą na pizzę i piwo, ale nikt nie zaproponował Ci,
żebyś zabrała z nimi. "I dobrze", myślisz,
przypominając sobie, że i tak byś tego nie zrobiła bo w miejscu
do którego idą raczej nie znalazłabyś dla siebie nic poza
szklanką wody. Oni też cieszą się, że Cię nie ma. Nie znieśliby
Twoich pełnych obrzydzenia spojrzeń.
Rezygnujesz z chleba, marketowe pieczywo
jest nafaszerowane chemią. Zastąpiłaś go waflami ryżowymi, ale
na grupie ktoś napisał, że to same węglowodany proste i w gruncie
rzeczy nic zdrowego dla organizmu, więc całkowicie zrezygnowałaś
z jedzenia jakichkolwiek kanapek. Próbowałaś zostać wegetarianką,
ale gdzieś przeczytałaś, że to grozi niedoborami białka i
anemią, więc zdecydowałaś się na dietę ketonową. Co prawda
wcześniej myślałaś, że z tłuszczem należy uważać, ale teraz
już wiesz, że chodzi tylko o ten niezdrowy, na przykład taki z
chipsów. Ciągle myślisz o jedzeniu, masz ochotę przytulić się
do paczki Laysów.
Zaczynasz orientować się, że coś
jest nie tak. Fizycznie czujesz się dobrze, ale psychicznie jesteś
wykończona. Poza dietetyką i sportem nie masz już żadnych pasji.
Ostatnio zaczęłaś interesować się ekologiczną żywnością,
chwilami przerażają Cię nawet niektóre owoce. Banany są przecież pryskane etylenem!
Ostatnio znacząco pochudłaś i
wyglądasz na zmartwioną. Przyjaciółka się o Ciebie martwi,
rozmawiacie przy kawie. Przyniosła Twoje ulubione ciastka. Masz już
dość swoich bzdurnych ograniczeń, chwytasz więc jedno, otwierasz
usta...
i nie potrafisz go zjeść.
Boisz się niezdrowego jedzenia i masz
ochotę się rozpłakać.
Masz naprawdę poważny problem.
Ortoreksja to stan w którym dbanie o
to, co wkłada się do ust przestaje być naszym wyborem. Osoba chora
zaczyna dzielić jedzenia na dobre i złe, a decydowanie o posiłkach
zajmuje jej większość życia. To zaburzenie odżywiania nic
wspólnego ze zdrowiem psychicznym, a i z kondycją fizyczną bywa tu
różnie. Wykluczanie z diety niektórych produktów często
subiektywnie uznawanych za niezdrowe często prowadzi do
niedożywienia i awitaminozy. Osoba chora zaczyna dzielić jedzenia
na dobre i złe, a decydowanie o posiłkach zajmuje jej większość
życia. Przechodziłam przez to. Jeśli w powyższym opisie odnalazłaś elementy, które
znasz ze swojego życia, a tłusty czwartek napawa Cię przerażeniem
to z pewnością powinnaś zastanowić się nad tym czy Twoja dieta
aby na pewno jest zdrowa czy może jednak powoli zaczyna stawać się
obsesją. Jest on, oczywiście, trochę przerysowany, ale uznałam, że to lepsza forma przekazania tego jak właściwie wygląda to zaburzenie niż wymienienie jego objawów od myślników. Zachowania ortorektyczne, zwłaszcza te motywowane chęcią
utraty kilku kilogramów, często są też wstępem do innych
zaburzeń odżywiania. Pamiętaj – nawet na redukcji można od
czasu do czasu z czystym sumieniem zjeść coś, co niekoniecznie
sprzyja naszemu zdrowiu i sylwetce. Staraj się, by dobre wybory
żywieniowe były dla Ciebie wyrazem troski o samego siebie, a nie
coraz ciaśniej zaciskającą się wokół szyi pętlą.
To uczucie, kiedy dostaniesz przepyszne, wegańskie pączki ♥. |
I zjedz pączka, jeśli masz ochotę! Z uśmiechem i bez wyrzutów sumienia, tak jak ja w tym roku – już po przebytej ortoreksji i anoreksji i na dobrej ścieżce ku temu, by raz na zawsze wygrać także z bulimią. Albo nie jedz go, jeśli Ci nie zależy albo jeśli ich nie lubisz, no bo w sumie co to za różnica?
Pączki z marmoladą! <3 dobrze to wszystko ujęłaś. Najważniejsze to sobie chyba uświadomić że idzie się w złą stronę. Skrajności są bardzo złe.
OdpowiedzUsuńO jakie cudowne zdjęcie <3
OdpowiedzUsuńświetny artykuł <3
OdpowiedzUsuńDobrze piszesz ziomeczku ;) Fajny kąśliwy styl, co jeszcze sobie popisujesz?
OdpowiedzUsuń