Ile razy chciałaś po prostu zrobić
przedziałek i zwyczajnie się od siebie odpierdolić, ale patrząc w
lustro czułaś się nieswojo, a czas trwoniłaś na doszukiwanie się
kolejnych niedoskonałości? Ja nie jestem w stanie tego zliczyć. Z
pomocą przychodzi #bodyposi. W telegraficznym skrócie: w całej idei
chodzi o promowanie miłości do siebie i swojego ciała, niezależnie
od tego jak ono wygląda i czy mieści się w ogólnie przyjętym
kanonie piękna. Ruch ten najprężniej działa na instagramie i tam
też prawdopodobnie powstał. Miał na celu przerwanie milczenia.
Cholera, nie da się ująć tego inaczej – byłyśmy po prostu
WKURWIONE tym, jak zakłamany i wykreowany wizerunek kobiety
sprzedają w świat inne dziewczyny.
Kiedy myślisz o typowej dziewczynie z
instagrama, jaki obraz widzisz? Jest kilka modeli; jedne są po
prostu zwyczajnie ładne i zbierają lajki pokazując twarz i ciało,
a inne ćwiczą, sprzedają swoje patenty na zdrowe odżywianie i
zaczynają dzień od wciągnięcia nosem kreski ze spiruliny, ale
prawda jest taka, że te dziewczyny wyglądają dokładnie tak samo
niezależnie od tego czym się zajmują. Klasycznie ładne, zgrabne,
zawsze z idealnym makijażem albo wersją make-up no make-up,
odpowiednio ustawione, no i oczywiście każda jedna 10/10. Ciężko
doszukiwać się między nimi różnic, chyba, że w kolorze włosów.
Czasem zdarzają się jakieś "modelki alternatywne", ale
sposób w jaki kreują się w social media właściwie nijak nie
różni się od tego, który przedstawiłam wyżej. Zapytasz: co w
tym złego? No to śpieszę z wyjaśnieniami...
Tak, można powiedzieć, że przecież
WSZYSCY wiedzą, że te zdjęcia są wykreowane i te dziewczyny tak
nie wyglądają. W teorii tak jest, ale pomyśl na przykład o
Arianie Grande. No tak, wyobraź sobie Arianę Grande. Ariana Grande.
Większość kojarzy tę artystkę jako wyjątkowo szczupłą,
ujmująco ładną i niewysoką dziewczynę. A jak Ariana Grande
wygląda bez makijażu i doczepianych włosów?
No właśnie, o tym mówię.
W teorii wszyscy zdajemy sobie sprawę
z tego, że wizerunek kogoś medialnego przedstawiany przez social
media jest fałszowany, ale umyka nam skala problemu. Podświadomie
myślimy o gwiazdach i instagramowych modelkach obrazami, które
kreują i porównujemy się z nimi. I nie o to chodzi, że one nie
wyglądają jak prawdziwe kobiety. Cholera, prawdziwe kobiety
wyglądają tak, jak chcą – są wymalowane albo i nie, grube albo
chude, ubierają się wyzywająco albo skromnie, robią sobie tatuaże
albo powiększają usta i ŻADNA Z TYCH RZECZY NIE CZYNI ICH MNIEJ
ANI BARDZIEJ WARTOŚCIOWYMI od innych kobiet czy mężczyzn. To jedna
z najważniejszych przesłanek ruchu body positive, ale także
feminizmu. Body posi wychodzi naprzeciw potrzebom młodych kobiet i
mówi – dziewczyno, masz prawo, więcej – masz obowiązek(!!!),
czuć się dobrze w swoim ciele i traktować je z miłością
niezależnie od tego jak wyglądasz. Body postitive mówi: masz
rozstępy, cellulit i włosy na nogach? Cholera, nie jesteś jedyna
(czasem naprawdę można o tym zapomnieć)! To coś LUDZKIEGO, a nie
powód do wstydu! Masz kilka, a może kilkanaście nadprogramowych
kilogramów? To nie jest powód to samonienawiści! To Twoja sprawa i
nikt nie ma prawa Ci mówić, że powinnaś wyglądać inaczej.
Dlaczego tak trudno to zrozumieć?
Dlaczego więc niektórzy zarzucają
jej, że promuje otyłość?
Czy wstawianie zdjęć w bieliźnie
jest równoznaczne z promowaniem jakiejś konkretnej figury? Czy ja,
publikując jakiekolwiek swoje zdjęcia, promuję, na przykład,
noszenie musztardowych swetrów trochę zbyt często, tatuowanie się
i farbowanie włosów raz w tygodniu?
Megan nie sprzedaje ani nawet nie
dzieli się swoim jadłospisem. Jasno przyznaje, że jej
nadprogramowe kilogramy są wynikiem zajadania się batonikami Mars,
ale dobrze czuje się w swoim ciele i nie zamierza przechodzić na
żadną dietę. Uwolniła się od ciągłych kalkulacji i nie rozlicza
się już z każdego posiłku. Je, kiedy ma ochotę i to, na co ma
ochotę. Regularnie się bada, jest zdrowa. To kolejny stereotyp,
który stara się obalić. Szczupły ≠
zdrowy, a nadwaga nie musi od razu oznaczać szeregu problemów.
Ciężko o równie ciekawą sylwetkę
ruchu body positive co Kenzie Brenna. Kenzie zmagała
się z otyłością i brakiem samoakceptacji, a teraz swoimi swoją
instagramową działalnością stara się pomagać osobom z podobnymi
problemami. Promuje aktywność fizyczną i zbilansowaną dietę, ale
przede wszystkim zachowanie w tym wszystkim zdrowia psychicznego,
nawet, jeśli czasem oznacza to zjedzenie wielkiej paczki ciastek,
pudełka lodów i dwóch kawałków pizzy w pojedynkę. Warto
wspomnieć, że Kenzie demaskuje też większość sztuczek
instagramowych modelek, związanych na przykład z odpowiednim
ustawianiem się do zdjęć tak, by uzyskać efekt większych
pośladków czy thigh gaps, a także regularnie bierze udział w akcji #cellulitesaturday (cellulitowa sobota).
Dziewczyn, które siedzą w body posi
jest oczywiście o wiele więcej, ale omawianie każdej z nich nie ma
większego sensu, głównie dlatego, że to, co starają się
przekazać raczej się ze sobą pokrywa. Kilka haseł ruchu #bodyposi uważam za szczególnie
wartościowe i szczerze żałuję, że nie są promowane szerzej.
Mowa tu na przykład o tym, że nie powinniśmy wstydzić się
swojego ciała i że, powtarzam, niezależnie od tego jak ono wygląda
to nie powinno być dla nas ograniczeniem. Cholera, ile kobiet
wstydzi się swojego ciała na tyle, że rezygnuje z chodzenia na
basen? Ile kobiet boi się tego, że pojawiając się na siłowni
wzbudzą śmieszność, więc mimo szczerej chęci nawet nie próbują?
Albo odwrotnie – ile z nas zmusza się do ćwiczeń, których
nienawidzi i paranoicznie kontroluje ilość spożywanych kalorii, by
dać sobie prawo do czucia się kimś atrakcyjnym? Ile kobiet
depiluje się nie dla własnego komfortu, a tylko dlatego, że
owłosienie w pewnych miejscach na ciele nie jest akceptowane
społecznie? Ruch body posi walczy z zaburzeniami odżywiania,
sztywnymi kanonami piękna ludzkiego ciała i stereotypami. Nie
uznaje żadnego typu urody czy sylwetki za lepszy od innych. Stara
się pokazać, że w świecie jest miejsce na róznorodność, a
definicji piękna jest tyle, ile ludzi.
Na koniec dodam, że mój post jest (nie da się ukryć) dość matriarchalny, ale to nie tak, że w ruchu body positive nie
ma miejsca dla mężczyzn. Stereotyp "prawdziwego mężczyzny"
(choćby szmery bajery, że musi mieć metr osiemdziesiąt i pod
żadnym pozorem nie może nosić rurek) funkcjonuje w społeczeństwie
równie silnie i często o tym zapominamy. Coś o
mężczyznach w body posi (niestety po angielsku) przeczytacie tu.